Moje pasje
Rodzinna tradycja nakazywała wczytywanie się w historię, uzupełnianą przez domowe korekty, gwoli prawdy, pracowicie zacieranej w oficjalnych przekazach szkolnych. Miałem szczęście do nauczycieli, którzy nie trzymali się obowiązującej wykładni najnowszych dziejów, najbardziej zakłamanych. Wyobraźnię żywiła trylogia Sienkiewicza, a lektury, które mogły odbrązowić nieco Polaków heroiczny portret własny, nie były tolerowane w moim domu. Z Sienkiewicza wzięły się małoletnie gry wojenne, uprawiane na lubelskim podwórku, a z prawdziwym rozmachem prowadzone z rówieśnikami w wiejskim krajobrazie, daleko od szosy, pomiędzy Zamościem i Krasnymstawem, obfitującym w moje ciotki i wujów, z rodziny ojca. Niby zabawa, ale był w tym pierwiastek tzw. rekonstrukcji historycznej, coraz modniejszej w dzisiejszej Polsce.
Wkrótce jednak te gry wojenne wyparł sport i okazał się trwałą pasja. Niestety, mierny wzrost (178 cm) nie rokował kariery w koszykówce i siatkówce, grach obowiązkowych w Liceum im. Zamoyskiego. Na studiach w Sopocie, śladem mego idola Andrzeja Badeńskiego, spróbowałem sił w lekkiej atletyce, tyle, że bez przedłużania sprintu do 400 metrów. Sport akademicki na serio, wyczynowy, ale w akademickim wydaniu, okazał się wspaniałą przygodą. Były podobno niezłe rokowania, ale przeszkodą był niesportowy tryb życia, co też należy uznać za wierność akademickim obyczajom. Szybkość pozostała moim atutem, gdy środowisko gdańskich liberałów dojrzewało na piłkarskich boisku, a później zaraziło piłką urzędniczą Warszawę.
Po latach wracam do biegania, gdy wracam do Sopotu. Stadion SKLA, pamiętający wielkie, światowe gwiazdy – Elę Krzesińską, Janusza Sidłę, najpiękniejszy w Polsce, to moje miejsce na ziemi. Jego otoczenie to raj dla biegaczy, spacerowiczów i ich psów, w każdym wieku i o każdej porze roku.
Trwałą pasją, od zawsze, są góry. W młodości to były oczywiście Tatry, bo nie było kolejek na Giewont. Wrzesień był miesiącem studenckich wędrówek, zaraziłem nimi wielu przyjaciół z Pomorza. Dziś przykro jest patrzyć na Tatry i Zakopane, całkiem zadeptane. Uciekam w Alpy, ale swoich szlaków nie zdradzę.